Taką miałam wenę na napisanie jakiegoś postu tutaj wczoraj wieczorem... ale prąd ukradli.... Także ten.. zaczynamy, co nie? W niedzielę na 10 miałam ustalony trening z Mają na hipodromie, pomijając już fakt, że obudziłam się o 8.30 a miałam jeszcze umyć włosy, zjeść śniadanie, wyczyścić konia..... pomijając też to, że moje włosy suszy się zazwyczaj z czterdzieści minut.., i, że byłam umówiona na śniadanie na 8.. co tam! Przejdźmy do treningu... hmmm.., co robiliśmy na treningu?... A tak! Na początku tradycyjnie rozprężenie, stęp, kłus, galop, jakieś przejścia, może ustępowanie... później część skokowa: Na wstępie, z lewej nogi na stacjonatę, potem dołączamy do tego okserek żółty (chyba wam to narysuję w paint'cie...), a następnie jedziemy już całość, tj. stacjonat -> okser -> stacjonata -> potrójny szereg -> MUR -> .... coś pomyliłam.. jeszcze raz..: stacjonata->LINIA stacjonata (4 foule) okser->stacjonata->szereg potrójny->mur->okser->stacjonataOgólnie pierwszy raz w życiu skakałyśmy mur <"skakałyśmy">, mur który miał ze 110 jak nie więcej.... nie wiem czemu ale nie byłam zbyt szczęśliwa z powodu tego, że miałyśmy na niego jechać, jakby taka schiza 'będzie gleba.....'. Soł jedziemy sobie z szeregu na mur i co?! I wpadłyśmy w środek i musieli go budować od początku. Wiedziałam, że nie wyjdzie! I tak..., muszę zmienić tok myślenia.. Potem skakałyśmy już tylko jego niższą wersję (jakoś 80cm może..) co wyglądało dość komicznie.. jedziemy sobie na murek, koń z dwie-trzy foule przed nim STOP, patrzy z 3 sekundy -> galop i hop, jedziemy dalej... wtf xd Ale dobra... ogólnie od momentu tego pierwszego 'skoku' przez to wielkie kartonowe-drewniane coś nie wychodziła nam późniejsza jazda, albo robiło się za daleko, albo za blisko, albo w ogóle takie nie wiadomo co.. Pod koniec, na obniżonych przeszkodach już nam coś więcej się udawało.. ale zakończenie dość dobre. tak.
Na 12 pojechałam do Franciszkanów, do Jasła na Mszę z biskupem, po niej popomagałam dziewczyną w rozdawaniu drożdżówek i herbaty. :) Gdy młodzi się już rozeszli, poszłam z Gabrysią na ping-ponga. Więcej śmiechu niż grania, ahhahaha. O 15.20 Gaba, o.Łukasz, ja, potem doszli jeszcze o.Paweł, Mateusze dwa i Kamil, graliśmy we frizbi. O matkoooo.. ahahaha 1,5h grania w to coś, umieraaaaam! Mam tak obolałą rękę. a raczej jedną kość-czy co to tam jest..., że nie dam rady się nawet oprzeć... :') Ale podsumowując, bardzo mile i 'ciekawie' spędzony czas..
PONIEDZIAŁEK. Do szkoły poszłam sobie na trzecią lekcję, tak miłooo. Sprawdzian z biologi napisany, Olimpiada o Janie Pawle II z Olimpusa też.. Po 14 wychodzimy ze szkoły, blablabla.. Przez Patrycję spóźniłam się na autobus, więc pojechałam prosto na trening do Glinika. Po drodze do stajni zaczęło lać, czyżby nici z treningu na polu? Gdy czyściłam Scenkoszysławę zaczął dodatkowo padać grad, deszcz, no i wiał silny wiatr... a po chwili.. słońce! Z racji tego, że na hali się kurzyło, pojeździliśmy na polku, kocham ten plac... przed chwilą była ulawa, a na placu ani śladu kałuży.. (<3) Podstawowym zadaniem było 'ujeżdżenie', a dokładniej tak., mamy rozłożone 3 drągi z jakimś tam niewielkim dystansem pomiędzy. Musimy wjechać w nie SPOKOJNYM i wolnym tempem, żeby zrobić pomiędzy każdym z nich po 2 foule I JECHAĆ NA PRAWIDŁOWĄ NOGĘ cały czas. Niby takie łatwe, ale u nas nogi to jest kosmos.. a w szczególności chyba w prawo.. ale spoko, pod koniec treningu zaczęło wychodzić.. (y) Dla większości (tj. dwóch osób.) trening się na tym skończył, ja i Scenka jeszcze mamy kolejne zadanie. Będziemy skakać. Na początku, z krótkiego najazdu-stacjonata, coraz wyższa, coraz wyższa. Ostatecznie jakoś miała ze 120, może więcej? Nie pamiętam.., później dołączamy do tego potrójny szereg (jak na obrazku niżej..). Pomiędzy każdym z członów jedna foule, a wysokość przeszkód wahała się w granicach 110-145, w tym ostatni okser miał 140 coś.. (tak, kocham mierzyć przeszkody). Część skokową genialnie się jechało, serio! Konisko się spisało.. <3 Gdy już parę razy przejechałyśmy tamtą kombinację, na koniec linia (stacjonata z płotkiem->cztery foule->stacjonata "fala"), również bez jakiś zastrzeżeń.. Soł ogólnie mówiąc, jestem na tak. Gdy wróciłam do domu.. nie było prądu. super. .-. Koło 21 włączyli na chwilę, potem znowu wyłączyli, koło 6 rano włączyli, gdzieś o 8-9 wyłączyli.. No i podobno mają ostatecznie włączyć około 14.. także no.. A jako, że mieszkam w tak genialnej wiosce, to gdy sztorm ni mo, to ino zelter ni mo, gazu ni mo!
Plan parkuru treningowego z niedzieli (znając życie coś pomyliłam.. :') )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz